Co dalej z SP nr 3? Rodzice pokazali, że warto walczyć o swoje – Katarzyna Zagajska

Co dalej z SP nr 3? Rodzice pokazali, że warto walczyć o swoje

Życzenia Świąteczne
22 grudnia, 2018
Bez obaw, przenosin nie będzie?
23 stycznia, 2019

Co dalej z SP nr 3? Rodzice pokazali, że warto walczyć o swoje

Ten artykuł zacznę nieco inaczej niż zwykle, bo pochwalę dąbrowskich urzędników (choć nie wszystkich). W czwartek uczestniczyłam w spotkaniu rodziców Szkoły Podstawowej nr 3 przy ulicy Mireckiego w sprawie przenosin placówki do Zespołu Szkół Sportowych. Zanim przedstawię swoje stanowisko, kilka słów uznania. Przede wszystkim brawa za profesjonalne prowadzenie spotkania dla Magdaleny Mike z Wydziału Organizacji Pozarządowych i Aktywności Obywatelskiej.

Brawa za determinację dla rodziców

Widać od razu, że miasto chciało się przygotować do spotkania z rodzicami o wiele lepiej niż w grudniu. Cieszę się, że do głosu dopuszczane były stanowiska za i przeciw planom przeniesienia „trójki” do szkoły sportowej. Warto także przypomnieć, że to nie urzędnikom zawdzięczamy dyskusję o przyszłości obu szkół, ale rodzicom i nauczycielom, którzy byli i są nadal pełni obaw o przyszłość SP nr 3, a przede wszystkim dzieci.

Co ustalono na spotkaniu? Że do budynku szkoły sportowej przeniesione zostaną dzieci z klas 4-7 (część klas 7 i 8 już się tam uczy). Uczniowie z klas 1-3 zostaną przy ulicy Mireckiego i będą dzielić budynek z przedszkolakami. Okazuje się bowiem, że urzędnicy chcą wykorzystać wolną powierzchnię w szkole, aby umieścić w niej dzieci z przedszkoli, w których będzie prowadzona termomodernizacja.

Nie muszę chyba przypominać, jak bardzo cieszę się z planowanych prac. O te 11 placówek i ich remont zabiegałam od lat. Był to zresztą jedyny argument, który przekonywał mnie, by zagłosować za budżetem na 2019 i Wieloletnią Prognozą Finansową na lata 2019-2023.

Rozumiem, że nie ma innego wyjścia niż przenosiny przedszkolaków na czas remontu, a miasto należycie zadba o bezpieczeństwo i komfort maluchów podczas pobytu w SP nr 3. Swoją drogą, znów nikt pewnie nie spytał o zdanie rodziców przedszkolaków.

O ważnych sprawach nie można decydować „za 5 dwunasta”

Mój niepokój budzą jeszcze inne kwestie. Chociaż widzę, że urzędnicy przestraszyli się determinacji rodziców uczniów, nadal dostrzegam zupełne lekceważenie wobec radnych. Mam szczęście, że jestem w doskonałym kontakcie z rodzicami uczniów i to od nich wiedziałam w ogóle, że miasto planuje spotkanie w sprawie przeniesienia szkół. Jako członek Komisji Oświaty nie byłam o niej zupełnie poinformowana.

Podobnie było na grudniowym posiedzeniu Komisji Oświaty, kiedy wszyscy wiedzieli (nieoficjalnie), że ważą się losy dąbrowskiej „trójki”. Chyba jedynie obecność przedstawicieli szkoły sprawiła, że w ogóle temat został poruszony. Nie dostaliśmy przede wszystkim projektu uchwały. Nie przekonuje mnie wcale argumentacja, że został on wycofany. Decyzję o jego wycofaniu podjęto w dniu posiedzenia komisji rano, bo dzień wcześniej było burzliwe spotkanie z rodzicami. Czy to oznacza, że o losach dzieci, rodziców, szkół i miasta mamy decydować dostając projekt 5 minut przed posiedzeniem komisji? Może chcielibyśmy jako radni przeanalizować projekty, dopytać prawników, sprawdzić jak podobne sprawy rozwiązuje się w innych miastach. Może warto dać nam czas na rozmowę z mieszkańcami?

Dla mnie to zupełnie oczywiste i dziwię się, że tylko ja zwracam na to uwagę. Większości radnych chyba to nie przeszkadza. Dodam tylko, że po czwartkowym spotkaniu podeszłam do pani wiceprezydent Borowiec mówiąc o tym, że ja potrzebuję więcej czasu na analizę projektów tak ważnych uchwał. Pani prezydent obiecała mi, że jeszcze dziś, czyli w piątek projekt otrzymam. Mam nadzieję, że słowa dotrzyma.

Cieszę się, że miałam o tym wszystkim okazję opowiedzieć w swoim krótkim wystąpieniu na spotkaniu z rodzicami. Bardzo bym nie chciała, aby podobne sytuacje się powtarzały. To przejaw braku szacunku do nas radnych, domagać się, abyśmy tak ważne decyzje w imieniu mieszkańców podejmowali na gorąco i bez przygotowania. Do tego dochodzą sprzeczne komunikaty, o których wspomniałam w tekście „Na komisji jedno, na stronie miasta drugie”

Mówiąc do rodziców, podkreślałam również, jak ważne jest to, aby brać pod uwagę wszystkie aspekty i wszystkie obawy. Jestem mamą Julki, która chodzi do szkoły sportowej.

Jest z niej zadowolona i realizuje tu swoją pasję do lekkoatletyki. Wiem, że są również takie dzieci, którym będzie przykro, gdy będą widzieć medale, dyplomy i osiągnięcia kolegów ze szkoły sportowej, podczas gdy oni takich predyspozycji nie mają. Zresztą podobnych argumentów i przykładów każdy z rodziców może przedstawić jeszcze więcej i każdy ma do nich prawo.

Nic o mieszkańcach bez mieszkańców?

O tym jak ważny jest dialog z samymi zainteresowanymi pokazało mi również posiedzenie Komisji Skarg, Wniosków i Petycji, na którą wpłynął ostatnio wniosek mieszkańców dzielnicy Korzeniec. Jak się okazuje od lat 50-tych w planach miasta przy ich posesjach widnieje droga. Nikt tej drogi nie buduje, nie ma jej w wieloletniej prognozie finansowej, a mimo wszystko, gdy mieszkańcy chcą np. wybudować garaż, okazuje się, że nie mogą, bo na przeszkodzie stoi…planowana droga.

Mieszkańcy jednak nie zostali zaproszeni na posiedzenie komisji. Nikt nie widział potrzeby. Co ciekawe, część członków komisji pytania dotyczące działek kierowała do….mnie. Pewnie wynikało to z tego, że grupa mieszkańców, którzy borykają się z problemem tej drogi zwróciła się również do mnie z prośbą o pomoc.

Kiedy zaproponowałam, aby bliżej przyjrzeć się sprawie, zaprosić samych zainteresowanych i przed podjęciem decyzji zadać im nurtujące radnych pytania (co wydawało mi się absolutnie logiczne i konieczne), zamiast tego ogłoszono przerwę.

Po przerwie stanowisko urzędu w sprawie drogi-widma zaprezentowała nam pani naczelnik Wydziału Urbanistyki i Architektury. Z jej słów można odnieść wrażenie, że droga, którą ktoś zaplanował w 1956 roku i do dziś nie zamierza jej budować jest kluczową inwestycją miasta.

Kiedy zapytałam, czemu w takim razie pani naczelnik nie wnioskuje o jej realizację, usłyszałam od pozostałych radnych, że są w szoku, że tak atakuję urzędników. Ręce mi opadły. Drugi raz opadły mi, gdy okazało się, że komisja podjęła decyzję, że jednak Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego nie będzie zmieniany. Nie da się, nie ma możliwości. Po co. Być może za 50 lat wrócimy do tematu tej kluczowej drogi. Jest jednak pozytywna zmiana po całym tym zajściu. Podobno jedna z mieszkanek już dostała zezwolenie na planowaną inwestycję w tym rejonie. Droga widniejąca w planie już nie stała na przeszkodzie. Tyle dobrze.

O arogancji obecnej władzy można by pisać wiele. Wystarczy zajrzeć do zakładki z moimi interpelacjami i poczytać odpowiedzi, jakie dostaję od urzędników. Zresztą coraz częściej trafiają do mnie duuużo po terminie. Najbardziej zdziwiło i zabolało mnie stanowisko Damiana Rutkowskiego w sprawie schroniska. Wydaje mi się, że powinno zaboleć także prezydenta Marcina Bazylaka, bo pisząc interpelację posiłkowałam się także jego stanowiskiem w tej sprawie.

Dialog? Jaki dialog

Jednym z postulatów Stowarzyszenia Razem dla DG w kampanii wyborczej była budowa schroniska dla bezdomnych zwierząt, którego od lat domagają się mieszkańcy miasta – miłośnicy czworonogów. Co ciekawe, gdy dyskusja w tym temacie robiła się podczas kampanii wyborczej coraz głośniejsza, odniósł się do niej także Marcin Bazylak, mówiąc, że to temat trudny (zgadzam się!), ale rozmowy podejmie.

Postanowiłam więc wrócić do tematu i zwróciłam się w interpelacji o rozpoczęcie tej dyskusji. Zaproponowałam warsztaty, spotkania, konsultacje lub inną formę dialogu z mieszkańcami na ten temat. Po pierwsze dowiedzielibyśmy się, czy mieszkańcy faktycznie deklarują chęć posiadania schroniska (a głosy takie pojawiają się od lat), po drugie czy jest stowarzyszenie, które chciałaby podjąć trud współprowadzenia schroniska i znałoby się na rzeczy, a po trzecie, czy jest w mieście działka, na której można by w sposób bezpieczny dla ludzi i zwierząt ulokować schronisko.

Moja prośba wydawała się tak oczywista, zwłaszcza, że była oparta na słowach i deklaracji Marcina Bazylaka, że z wielkim zdziwieniem i rozczarowaniem odebrałam odpowiedź wiceprezydenta Rutkowskiego, który właściwie zamyka dyskusję, zanim ją otworzyliśmy. Brzmi ona mniej więcej tak:  „jak radna wskaże działkę na schronisko, to pogadamy”.  Halooo? Czy ktoś w ogóle czyta interpelacje przed udzieleniem na nie odpowiedzi?

Cały czas mam nadzieję, że coś się w tym mieście zmieni,

Katarzyna Zagajska

PS. Dostałam dotąd tylko jedną „pozytywną” odpowiedź na moje interpelacje. Wnioskowałam jakiś czas temu o przeprowadzenie badań przesiewowych pod kątem nowotworów u dzieci we współpracy z Fundacją Ronalda McDonalda. W odpowiedzi przeczytałam: „przeanalizujemy”. Mam nadzieję, że analizy wypadną pomyślnie