Opłata adiacenka – jest kompromis!
To była burzliwa sesja Rady Miejskiej. Oczywiście dominował temat opłaty adiacenckiej i projektów uchwał, które miały zmienić krzywdzące dla mieszkańców regulacje w tym zakresie. Choć nie do końca udało mi się zrealizować cel, którym było zniesienie opłaty, myślę, że wypracowany w środę kompromis mogę poczytywać w dużej mierze za swój sukces.
Dla przypomnienia: Uchwałą Rady Miejskiej nr XXVIII/426/08 z dnia 28 maja 2008 roku wprowadzono na terenie Dąbrowy Górniczej opłatę adiacencką z tytułu wzrostu wartości nieruchomości, który nastąpił w wyniku wybudowania infrastruktury technicznej. Tak się złożyło, że ówcześnie radni zdecydowali, że będzie ona wynosić 50% – na tyle maksymalnie pozwala ustawa o gospodarce nieruchomościami.
Zareagowaliśmy błyskawicznie
O konsekwencje wprowadzenia tej opłaty dopytywałam już w 2013 roku. Konkretnej, wiążącej odpowiedzi na temat funkcjonowania w praktyce tej uchwały nie otrzymałam (czytaj: http://katarzynazagajska.pl/oplata-adiacencka/). Żadnych informacji w tym temacie nie dostali także mieszkańcy, którzy uczestniczyli w spotkaniach dotyczących gospodarki wodno-ściekowej. Jeszcze zanim zasiadłam w Radzie Miejskiej, przed bolesnymi dla mieszkańców skutkami uchwały ostrzegał radny Grzegorz Jaszczura.
Sprawa zrobiła się bardzo poważna, gdy do mieszkańców zaczęły napływać informacje na temat wszczęcia wobec nich postępowania administracyjnego. Jak przekonywał prezydent Zbigniew Podraza wydano dotąd jedynie cztery decyzje dotyczące opłaty adiacenckiej. Mieszkańcy do zapłaty mieli po kilka tysięcy złotych.
Lotem błyskawicy rozniosło się po mieście, że urzędnicy zaczęli sięgać do kieszeni mieszkańców, powołując się na zapomnianą przez niemal wszystkich uchwałę.
Odbierałam telefony, odbyłam dziesiątki rozmów z załamanymi mieszkańcami. Ludzie bali się odbierać pocztę, w obawie, że będzie to decyzja, wymagająca od nich zapłaty pieniędzy, których po prostu nie mają.
Reakcja moja (Katarzyny Zagajskiej), Renaty Solipiwko i Grzegorza Jaszczury była natychmiastowa. Wnieśliśmy do Rady Miejskiej projekt znoszący uchwałę adiacencką. Byliśmy jednak przygotowani na próbę zbicia naszych argumentów przez służby prawne prezydenta Podrazy. Stąd na wszelki wypadek wnieśliśmy „rezerwowy” projekt, gdzie opłata adiacencka wynosiłaby symbolicznie – 1 %. Pod obrady trafił też projekt innej grupy radnych, którzy domagali się obniżenia opłaty adiacenckiej do 5%.
Pomogli eksperci
Mieszkańcy, którzy obserwują działalność Rady Miejskiej, z pewnością potwierdzą, że do każdej sesji jestem rzetelnie przygotowana. Kiedy któraś z omawianych kwestii jest dla mnie niejasna lub kontrowersyjna, chętnie sięgam i wyszukuję opinie niezależnych ekspertów. Aktywnie zabieram głos na sesjach i komisjach, próbując argumentować, udowadniać, przekonywać…
Tym razem jednak, docierały do mnie opinie, że przeszłam samą siebie. Przygotowując się do dyskusji na komisjach i sesji dotarłam, m.in. do Pawła Janickiego, radcy prawnego z kancelarii specjalizującej się w opłatach adiacenckich (adiacencka.pl). Sporządził on bezpłatnie, specjalnie dla mieszkańców Dąbrowy Górniczej opinię prawną wskazującą, że wprowadzenie opłaty adiacenckiej to nie wymóg ustawowy, a jedynie możliwość.
Prawnik zwrócił też uwagę, że są gminy, które chętnie sięgają po tzw. łatwe pieniądze z tytułu opłaty adiacenckiej. Tym bardziej, że nawet ustawienie nowych ławek na skwerku, czy lamp LED-owych może być podciągnięte pod termin „infrastruktura techniczna, wpływająca na wzrost wartości nieruchomości”.
Czy zatem mieszkańcy centralnych dzielnic miasta (np. tzw. Aleje) mają się bać, że wkrótce i do nich zapuka listonosz z decyzją o opłacie adiacenckiej?
Trzeba jednak przyznać, że pan Paweł Janicki przywołał przypadki, gdy to organy nadzorcze zwracały uwagę gminom, że nie wykorzystują narzędzi w postaci opłaty adiacenckiej do poratowania budżetu. Były to jednak gminy biedne, borykające się z problemami finansowymi. Tymczasem wciąż z ust prezydenta Podrazy i jego służb słyszymy (na szczęście!), że sytuacja budżetowa miasta jest znakomita.
Proponowałam nawet, żeby zaprosić radcę prawnego na sesję Rady Miejskiej lub w innym wyznaczonym terminie, by wspólnie z prawnikami Urzędu Miejskiego wypracowali rozsądne stanowisko w kwestii opłat adiacenckich. Niestety z przyczyn finansowych przewodnicząca RM, Agnieszka Pasternak, nie wyraziła na to zgody.
Przygotowując się do dyskusji dotarłam nawet do mojego wykładowcy z czasów studiów – prof. Ryszarda Cymermana Skonsultowałam z nim problem naszego miasta, zakupiłam nawet książki pod redakcją Profesora, dotyczące prawnych aspektów opłaty adiacenckiej. Miały do mnie dotrzeć w dzień sesji, szczęśliwie się złożyło, że odebrałam je z poczty we wtorek po południu. Na ich studiowanie miałam więc cały wieczór.
Nie tędy droga
Występując przed mieszkańcami, prezydentem i radnymi przywołałam przede wszystkim genezę wprowadzenia opłat adiacenckich w naszym kraju. W latach 1961-1985 faktycznie był obowiązek ściągania od mieszańców tego typu opłat. Przypomnę jednak, że był to okres silnego rozwoju miast, stąd potrzeby finansowe były ogromne. Uważam zatem, że ten tzw. „łatwy pieniądz” nie przystaje do współczesnych realiów życia w Dąbrowie Górniczej.
W wystąpieniu starałam się poruszyć zarówno aspekty społeczne, ekonomiczne jak i prawne funkcjonowaniu opłaty adiacenckiej. Postanowiłam przygotować się kompleksowo – tak, by przekonać pozostałych radnych do zniesienia opłaty adiacenckiej.
Najbardziej obawiano się sytuacji, gdy uchylenie uchwały zostanie zakwestionowane przez nadzór prawny wojewody śląskiego, a potem ewentualnie przez Wojewódzki Sąd Administracyjny. Wówczas znów wrócilibyśmy do stawki 50%. Tłumaczyłam, że skoro wydawanie decyzji w sprawach opłat adiacenckich jest obecnie wstrzymane na polecenie prezydenta, możemy nie egzekwować ich także do wyjaśnienia wątpliwości prawnych.
Powołałam się także na statystyki, z których wynikało, że jedynie 40% gmin sięga po opłaty adiacenckie. Oznacza to, że pozostałe 60% w ogóle nie korzysta z takich narzędzi pozyskiwania wpływów do budżetu.
(Nie)pełny sukces
Kluby DWS Niezależni oraz PiS w pełni poparły nasze (projektodawców) argumenty. Radny Reszke zwracał uwagę, że w kontekście mieszkańców Strzemieszyc, którzy cały czas walczą z degradacją środowiska w ich dzielnicy, „żądanie opłaty za wyremontowanie chodnika czy doprowadzenie kanalizacji to kpiny z mieszkańców. Te inwestycje to tylko drobna rekompensata poniesionych i cały czas ponoszonych strat”.
W trakcie głosowania oba kluby solidarnie wsparły nas w walce o uchylenie opłaty adiacenckiej. Zabrakło jednak kilku głosów… Wynik głosowania przedstawiał się bowiem następująco: Za naszym projektem opowiedziało się 10 radnych, przeciwko – 14. Jedna osoba wstrzymała się od głosu.
Mimo niekorzystnego dla nas rozstrzygnięcia nie złożyliśmy broni. Mieliśmy przecież w zanadrzu jeszcze uchwałę „1-procentową”.
Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że rozkład głosów na sali sesyjnej nie pomoże w naszej sytuacji, a wręcz przeciwnie. Grupa radnych, która złożyła projekt dotyczący 5-procentowej opłaty adiacenckiej miała przecież za sobą poparcie większości radnych.
Wyjście z tej sytuacji było jedno – kompromis!
Zaproponowałam, aby w przerwie przedyskutowywać ewentualne wprowadzenie kompromisowej opłaty adiacenckiej. Zachęcałam, negocjowałam, prosiłam. Udało się! W wyniku tych działań powstał projekt uchwały, który poprali WSZYSCY RADNI! Opłatę adiacencką określono na poziomie 3%.
Cieszę się, że burzliwa, kilkugodzinna dyskusja skończyła się w ten sposób. Obniżka z 50% do 3% to zdecydowanie korzystnie dla mieszkańców wypracowany kompromis. Byłabym jednak o wiele bardziej spokojna i usatysfakcjonowana, gdyby udało się znieść uchwałę z 2008 roku całkowicie.
Nie zapominajmy, że jej funkcjonowanie oznacza dla naszego miasta spore wydatki: począwszy od wykonania operatu szacunkowego przez rzeczoznawcę poprzez pracę urzędników kończąc na opłatach pocztowych związanych z wysyłką decyzji.
Pamiętajmy o tym.